Artykuł sponsorowany

Jaka jest przyszłość naszej wiary? Poruszająca książka sekretarza Benedykta XVI

Dodano:
abp Georg Gänswein, "Na rozdrożu. Jaka jest przyszłość naszej wiary?"
Przegląd książek religijnych DoRzeczy.pl || Prezentujemy fragmenty wywiadu-rzeki z osobistym sekretarzem Benedykta XVI. Książka ukazała się nakładem Wydawnictwa Esprit.

Abp Georg Gänswein jest obecnie jedną z najbardziej wpływowych postaci Kościoła katolickiego na świecie. W 2003 roku został osobistym sekretarzem kard. Josepha Ratzingera i do dziś piastuje tę funkcję. W swojej książce „Na rozdrożu” zdradza czytelnikom tajemnice pracy u boku papieża, dzieli się szczegółami z jego życia po abdykacji oraz tłumaczy, na czym polega radość wiary, której nauczył się od Benedykta XVI. Po raz pierwszy opublikowano tu również wybrane kazania i wykłady arcybiskupa, które potwierdzają, że pozostaje on wierny przyjętej przez siebie dewizie biskupiej: „Dać świadectwo prawdzie”. Jego słowa mogą być doskonałym drogowskazem dla wielu współczesnych chrześcijan.

Abp Georg Gänswein: niemiecki duchowny rzymskokatolicki, doktor teologii, wieloletni pracownik Kongregacji Nauki Wiary. Od 2003 roku jest osobistym sekretarzem Josepha Ratzingera. W latach 2012-2020 pełnił funkcję prefekta Domu Papieskiego.

Książka Na rozdrożu. Jaka jest przyszłość naszej wiary jest dostępna w księgarni internetowej wydawnictwa Esprit.

Fragment książki Na rozdrożu. Jaka jest przyszłość naszej wiary

Jakie są księdza zdaniem zasadnicze przesłania pontyfikatu Benedykta? Jego pierwsza encyklika to Deus Caritas est (Bóg jest Miłością). Druga encyklika dotyczyła nadziei, a encyklikę o wierze przekazał do skończenia swojemu następcy. To właśnie Deus Caritas est zaskoczyła pewnie niejednego papieskim językiem czułości i poezji.

Tak. Benedykt opublikował trzy encykliki. Nie można pominąć Caritas in veritate. Trzecia cnota teologiczna, wiara, została opisana razem z encykliką Lumen fidei za pontyfikatu jego następcy. W tych czterech encyklikach zawarte jest z pewnością podstawowe przesłanie, które kieruje nim całe życie i które chciał pozostawić ludziom i Kościołowi jako swoją część spuścizny. Niezwykle ważna była i jest dla niego samego Msza Święta, to znaczy bezpośrednie spotkanie z Bogiem. Msza Święta nie jest czymś teatralnym, lecz wejściem w relację z żywym Bogiem, przede wszystkim z Osobą Jezusa Chrystusa. Z Panem. To oznacza, że On nie jest osobą historyczną, która odeszła w przeszłość, lecz poprzez Pismo Święte i liturgię Jezus Chrystus wchodzi tu i teraz do tego świata, a przede wszystkim do mojego własnego życia. To są perły, które podarował nam papież Benedykt. I o te perły należy bardzo dbać, jak o ważną biżuterię.

Ważne słowo, mianowicie radość, po włosku la gioia, pojawiało się także regularnie w ustach papieża Benedykta. Stale mówił o radości wiary, czyli nie o obciążeniu, nie o ubóstwie, nie o ciężarze, lecz o radości wiary. I że właśnie ważnym owocem wiary jest czysta radość, która człowiekowi i ludzkiemu życiu dodaje skrzydeł, których bez wiary by nie miał. Owej radości z wiary papież Benedykt – jak obserwujemy – nigdy nie porzucił mimo często ostrej krytyki. Nie był przecież ulubieńcem mediów. A w każdym razie nie wtedy, gdy patrzymy na niemieckie media. Jak on sobie to tłumaczył?

Dla mnie to pozostaje do dziś tajemnicą. Oczywiście jasne jest, że kto broni wiary i prawdy wiary, czy jest to wygodne, czy nie, aby powtórzyć za św. Pawłem, nie zawsze może oczekiwać radości i wdzięczności albo je wywoływać. Wtedy jest krytyka. Benedykt nie dawał się prowokować krytyce, ani tym bardziej zastraszać. Tam, gdzie chodziło o substancję wiary, wyrażał się jasno, jednoznacznie i bez wewnętrznych sprzeczności. W innych punktach, muszę powiedzieć, była to często mieszanka niezrozumienia i agresji, która się na nim skupiała. Dla mnie niezrozumienie wielu osób, także w przestrzeni mediów, jest i pozostanie misterium, tajemnicą, którą do dziś muszę po prostu przyjmować do wiadomości, ale której nie umiem wyjaśnić. Nie mam na to odpowiedzi.

Papież Benedykt nie miał żadnych oporów, by rozmawiać z dziennikarzami. Ksiądz sam mówi, że te rozmowy były znakiem jego szczególnej serdeczności i jego często nierozumianego lub niedocenianego człowieczeństwa.

To jest tak: papież Benedykt nigdy nie miał oporów, żeby wejść w osobisty kontakt z mediami, z dziennikarzami. I jednym z jego wielkich darów było i jest to, że mówi w wersji „gotowej do druku”. Nie bał się odpowiadać na pytania, które być może były bolesne, a w każdym razie trudne. Tym mniej zrozumiałe było, że z tej strony przyszły po części strzały czy też podłożono ogień, bez żadnego widocznego jasnego powodu. On sam przyjął to do wiadomości. Oczywiście to czy tamto go dotknęło i zabolało. Przede wszystkim należałoby zapytać: jaki jest powód tej zjadliwej uwagi czy opisu? Oczywiście po ludzku to bolało. On wiedział też jednak bez wątpienia: miarą nie jest aplauz, miarą jest wewnętrzna słuszność, miarą jest wzór Ewangelii. To go zawsze pocieszało. Tej linii pozostał zawsze do końca wierny.

Czy dostrzegał też wartość mediów, jeżeli chodzi o ewangelizację? Przyznał przecież m. Angelice, założycielce naszej stacji telewizyjnej, medal Pro Ecclesia et Pontıfice. Chyba ją też bardzo ceni. Na ile papież widział rolę mediów w tej konkretnej pracy ewangelizacyjnej?

Media to ważny instrument, coraz ważniejszy, szczególnie w naszych czasach. Benedykt zawsze doceniał wartość mediów, ich pracę i tych, którzy za nią stoją. Za pracą mediów stoją przecież konkretne osoby. To nie jest jakieś coś. Za każdą kamerą, każdym zapisanym słowem, każdą książką, każdym wywiadem stoją jakaś osoba lub osoby, które bardzo cenił, podobnie jak ich pracę, niezależnie od tego, co przeciwko niemu powiedzieli.

Nie sposób myśleć o papieżu Benedykcie i jego czasie, nie myśląc o jego rezygnacji. To na pewno pozostanie. Dlatego jeszcze raz to pytanie: Czy spodziewał się tego ksiądz? Czy dla niego było jasne, że kiedyś taki krok podejmie?

Osobiście się tego nie spodziewałem. Na ile i od kiedy podjął takie przemyślenia, tego nie wiem. Wiem tylko, że mi powiedział, gdy już podjął decyzję. Ale nie spodziewałem się tego i był to dla mnie odpowiednio duży szok.

W ostatnich wspomnieniach, które się ukazały – mam na myśli tom Ostatnie rozmowy z Peterem Seewaldem – Benedykt XVI jeszcze raz wyraźnie podkreśla, że gdyby znajdował się pod jakimkolwiek naciskiem zewnętrznym lub w sytuacji jakiegokolwiek aktualnego kryzysu, nie zrezygnowałby. Nie zrobiłby tego, nie w takiej sytuacji…

Tak jest.

To jest niejako kropka do dyskusji, do rozważań czy możliwych motywów.

Już w książce z Castel Gandolfo – przedostatnim tomie rozmów z Peterem Seewaldem – papież jednoznacznie odpowiedział twierdząco na pytanie, czy jest możliwe, że papież zrezygnuje. Na ile wtedy już rozważał własną możliwą rezygnację z urzędu, tego nie wiem. Jasne jest, że w momencie gdy się to rozważa, muszą być powody. Papież podał też otwarcie, i trzeba powiedzieć: bardzo uczciwie swoje powody. To był brak sił umysłowych i fizycznych. A Kościół potrzebuje silnego przywódcy. Benedykt nie czuł się już na siłach, by być takim silnym przywódcą. Dlatego chciał zwrócić to pełnomocnictwo, które otrzymał od Chrystusa, ponownie w Jego ręce, tak aby kolegium kardynalskie mogło wybrać jego następcę. Oczywiste jest, że pontyfikat Benedykta XVI przejdzie do historii wraz z tą rezygnacją z urzędu. To się łączy.

Polecamy
Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...

Proszę czekać ...